BLISKI
WSCHÓD: ANALIZA PSYCHOLOGICZNA |
Palestyńczycy:
wstyd i honor |
Od pół wieku
Palestyńczycy żyją z poczuciem wstydu. By wyzwolić
się z tego koszmaru, giną w samobójczych zamachach.
Kilka tygodni temu moja siostra, pracująca matka czworga
dzieci, była poruszona, zobaczywszy na ekranie telewizora izraelskie
czołgi na ulicach obozu dla uchodźców palestyńskich i
żołnierzy, wdzierających się do ich domostw.
Oświadczyła, że chciałaby dołączyć do
męczenników. Parę godzin później świat
dowiedział się, że w Jerozolimie pewna młoda
Palestynka wysadziła się w powietrze, zabijając Izraelczyka
i raniąc 150 przechodniów. Wkrótce kolejne kobiety zginęły
śmiercią samobójczą, wywołując grozę i
osłupienie na świecie.
Kto zrozumie, dlaczego Palestyńczycy wysadzają się w
powietrze w izraelskich restauracjach i autobusach, ten pojmie istotę
konfliktu. Jesteśmy narodem gniewnym i zuchwałym. Dziś
każdy z nas walczy o to, by sam nie musiał zostać
zamachowcem-samobójcą. Podobno przed bramami raju stoi już
długa kolejka ochotników. Jestem skłonny w to uwierzyć.
Zamachowców do działania popycha długa historia poniżonego
narodu i pragnienie zemsty, jakie nosi w sobie każdy Arab. Od kiedy w
1948 roku utworzono państwo Izrael i wygnano Palestyńczyków z
ich ojczystej ziemi, arabskie dusze pogrążone są w
głębokim wstydzie. A wstyd to w kulturze arabskiej
najboleśniejsze z uczuć. Kto go zaznał, uważa, że
nie ma już po co żyć. Człowiek honoru nie godzi
się na takie poniżenie; woli zginąć z
godnością.
Przez 35 lat izraelscy okupanci na Zachodnim Brzegu Jordanu i w Strefie
Gazy przypominali Arabom o ich słabości. Wypierając
Organizację Wyzwolenia Palestyny z Libanu, Ariel Szaron dokonał
zwrotu: odtąd sceną konfliktu izraelsko-palestyńskiego
są terytoria okupowane i sam Izrael. Z poczucia bezradności i
wstydu zrodziły się gniew i zuchwałość, które
ogarnęły ulice miast. To była pierwsza intifada.
Palestyńczycy zdali sobie sprawę, że walcząc z
wrogiem, odzyskują honor, że nie są już bezradnymi
ofiarami. Rzucając wyzwanie silniejszej, uzbrojonej po zęby
izraelskiej armii, poczuli się moralnymi zwycięzcami.
Chłopcy miotający kamienie zmienili się w zuchwałych
bohaterów. Z tego poczucia moralnej wyższości zrodziła
się inicjatywa pokojowa Arafata, który uznał Izrael. Układ
z Oslo i proces pokojowy pozbawiły jednak złudzeń
Palestyńczyków. Niedotrzymanie przez Izrael obietnicy wycofania się
z terytoriów palestyńskich i fiasko rozmów w Camp David wywołały
kolejną falę gwałtownych wystąpień i samobójczych
zamachów.
Powrót Szarona na scenę polityczną wywołał nową
intifadę. Zgodnie z jego zapowiedzią, że wyrządzi jak
najwięcej szkód, wielu Palestyńczyków zginęło lub
zostało trwale okaleczonych. Tym razem niewidoczni dla oka
żołnierze izraelscy, strzelający z czołgów, nie byli
już w polu rażenia palestyńskich bojowników. Nowym celem
stali się więc izraelscy cywile, odwiedzający kawiarnie i
sklepy. Ekstremiści nie dzielą Izraelczyków na cywilnych i
mundurowych. Każdy z nich jest wrogiem.
Każdy akt męczeństwa to wynik osobistego dramatu i
psychicznego cierpienia zamachowca. Pewien wścibski dziennikarz
poprosił mnie kiedyś, żebym umówił go z
przyszłym męczennikiem. Kiedy go spytał: Dlaczego byś
to zrobił?, tamten odpowiedział: A ty byś walczył za
swój kraj czy nie? Na pewno byś walczył. Każdy by cię
szanował za odwagę, a mnie ludzie będą wspominać
jako męczennika.
Taki wpływ od 1400 lat wywiera Koran, święta księga
Arabów. Bóg obiecuje w niej muzułmanom, którzy oddadzą swe
życie za islam, że będą żyć wiecznie w raju.
Wierni, nawet niepraktykujący, rozumieją to dosłownie.
Niebo jest ostateczną nagrodą dla tego, który odważy
się poddać najcięższej próbie wiary. Ten młody
człowiek nie powiedział tylko, że pałał
żądzą zemsty. Jako 6-letni chłopiec ze łzami w
oczach patrzył, jak izraelscy żołnierze biją jego
ojca. Nigdy nie zapomniał, jak zabierali mu tatę, któremu krew
płynęła z nosa.
Jeżeli Szaron, biorąc Arafata jako zakładnika, dalej
będzie sypać sól w nasze rany, popchnie nas do następnego,
jeszcze potworniejszego szaleństwa.
Autor jest psychiatrą, założycielem Niezależnej
Palestyńskiej Komisji Praw Obywatelskich.
Time Inc
BLISKI
WSCHÓD: IZRAEL W OGNIU
ASAF ORON 08.03.2002
Wołają za mną:
Zdrajca!
Dlaczego mam kroczyć ulicami jak król, napastować
Palestyńczyków i czuć się bohaterem, który broni ojczyzny? -
pyta w liście otwartym sfrustrowany izraelski oficer, Asaf Oron.
Piątego lutego 1985 roku pożegnałem się z rodzicami,
wsiadłem do autobusu jadącego do jednostki wojskowej i
przeobraziłem się w żołnierza. Dziś, dokładnie
17 lat później, znalazłem się w stanie nieubłaganej
konfrontacji z armią. Przeważająca część
społeczeństwa mnie atakuje, a prawica nazywa zdrajcą, który
stroni od udziału w świętej wojnie u wrót Izraela. Polityczne
centrum wytyka mnie palcami jako tego, który osłabia demokrację i
upolitycznia armię. A lewica? Ta nowoczesna lewica, która jeszcze
wczoraj zabiegała o mój głos w wyborach, również odwraca
się do mnie plecami.
Kiedy
zostałem powołany do wojska, nie czułem entuzjazmu i nie
cieszyłem się ze służby, wymagającej odwagi i
ofiarności. Czy 19-latkowi, który zamiast wykonywać
świętą misję, musi deptać nogami godność
drugiego człowieka - doprawdy nie wolno zadać pytania: Czy to nie
jest ponad moje siły? Dlaczego mam kroczyć ulicami jak król,
napastować przechodniów, obrażać ich, a przy tym jeszcze
czuć się bohaterem, który broni swojej ojczyzny?
Byłem jak wszyscy
Wyprawy do Strefy Gazy były tematem bohaterskich opowieści i
źródłem dumy naszej brygady Giv'ati, młodej i mało znanej
jednostki. Przez długi czas nie miałem pojęcia, co z tym
heroizmem począć. Ale potem, kiedy zostałem porucznikiem,
przeobraziłem się w idealnego oficera armii okupacyjnej.
Dołowałem ludzi, którzy okazywali za mało szacunku.
Darłem dokumenty mężczyzn w wieku mojego ojca. Biłem nie
dalej niż trzy mile od domu moich dziadków. I nie byłem
wyjątkiem, przeciwnie - zachowywałem się tak jak wszyscy.
W 1990 roku, przed wojną w Zatoce Perskiej, powołano mnie z
rezerwy do służby na obszarach okupowanych. W tym czasie moi
przyjaciele pełnili służbę na posterunku kontrolnym na
moście Damia, przez który wielu Palestyńczyków uciekało z
Kuwejtu na tereny okupowane. Funkcjonariuszki grzebały tam w
bieliźnie osobistej kobiet palestyńskich i w niemowlęcych
ciuszkach w poszukiwaniu materiałów wybuchowych. Pomyślałem
sobie, że rezerwiści są bardziej ludzcy, nie tak agresywni.
Te moje przypuszczenia wzięły w łeb po trzech tygodniach
spędzonych w słynnej jednostce zwiadowczej. Przekonałem
się, że i rezerwista potrafi stać się obrzydliwym macho.
Żołnierze opowiadali historie o swoich wyczynach, które
nieodmiennie kończyły się śmiercią jakiegoś
Palestyńczyka. Poprosiłem o wyznaczanie mnie tylko do
służby wartowniczej. Zasklepiłem się w sobie,
usiłowałem ratować moją duszę i nie brałem
udziału w tych haniebnych czynach, ale umożliwiałem je,
pełniąc wartę za innych.
Sprawiedliwi w Sodomie
Protest
izraelskich rezerwistów ma odległą genezę. Być może
trzeba jej szukać aż w Biblii. W każdym razie przykład
Abrahama przywołuje jeden z sygnatariuszy protestu, sierżant Szammaj
Leibovitz, wnuk jednego z najwybitniejszych filozofów izraelskich Jeszajahu
Leibovitza.
Chociaż Szaul Mozaf, szef sztabu generalnego, podejrzewa, że
ci ludzie są manipulowani przez opozycyjne siły polityczne, oni sami
oświadczają, iż stanęli w szranki wyłącznie z
powodów moralnych. Ten, kto chce ich lepiej poznać, może
odwiedzić stronę internetową www.seruv.org. Seruv znaczy
"odmowa".
Krytykując okupację, lider lewicowej opozycji parlamentarnej
Josif Sarid podkreślił, że odmowa służby wojskowej
może stanowić niebezpieczny precedens dla żołnierzy
prawicowych, którzy pewnego dnia z powodów ideologicznych mogą odmówić
brania udziału w likwidacji osiedli żydowskich na terytoriach
okupowanych. Gdyby siły zbrojne Izraela podzieliły się
według tego, jaką ideologię wyznają ich dowódcy, pojawiłoby
się widmo wojny domowej.
Naszym celem - wyjaśniali organizatorzy protestu - jest, by za
każdym razem, gdy rząd postanawia zrównać z ziemią
dzielnicę palestyńską lub bombardować jakieś obiekty
w pobliżu szkoły, zdawał sobie sprawę, że wśród
wojskowych są tacy, którzy mają inne ideały niż
posłuszne wykonywanie takich rozkazów.
Mesjasz
już był
Dlaczego
już wtedy nie odmówiłem w ogóle? Sam nie wiem. Armia powtarzała
stale: "Podczas pierwszej intifady byliśmy zbyt łagodni.
Gdybyśmy wtedy, w pierwszych dniach zabili setkę ludzi, wszystko
potoczyłoby się inaczej". Dzisiaj dowódcom wolno postępować
tak, jak uznają za słuszne. Już Ehud Barak zostawił im
wolną rękę. Szaul Mofaz, obecny szef sztabu generalnego,
wykorzystuje ten czek in blanco, by maksymalnie powiększyć rozlew
krwi. Ja jestem już ojcem dwóch synów i wiem, że nikt nie
będzie troszczył się o to, aby i oni nie musieli kiedyś
pełnić służby na terenach okupowanych. Będę
musiał spojrzeć im w oczy i opowiedzieć, co robiłem.
Gdy półtora roku temu rozpoczęła się obecna
intifada, było dla mnie jasne: tym razem się w to nie
włączę. Z początku była to tylko moja decyzja,
podjęta w cichości ducha. Gdy jednak rósł ten obłęd,
nienawiść i liczba zabitych, gdy generałowie przeistaczali
izraelską armię w organizację terrorystyczną, moja decyzja
musiała stać się decyzją publiczną: Jeżeli wy
nie widzicie, że tutaj dokonuje się wielka zbrodnia, to wy
jesteście ślepi, a nie ja!
Wtedy odkryłem coś, co można porównać do życia
na innych planetach: nie byłem sam! Rozumiem, dlaczego dla
większości nasza postawa jest irytująca. Zburzyliśmy
piękny porządek rzeczy. W Izraelu wszyscy przyzwyczaili się,
że wyłącznie prawica może decydować o kwestiach
życia i śmierci. Rola lewicy polega natomiast na tym, by
siedzieć w fotelu, popijać wino i czekać na Mesjasza, który
swoją czarodziejską siłą sprawi, iż wszystko, co
złe, zniknie - i prawica, i osadnicy, i Arabowie, i pogoda, i cały
Bliski Wschód.
Ale przegapiliście właściwy moment, bo Mesjasz już
był. Porzucono go w ogniu bitwy. Został zamordowany. Razem z nami
wszystkimi - ze mną włącznie - którzy siedzieliśmy
wygodnie w naszych fotelach. Dajcie więc sobie spokój z tą
głupią zabawą. Mesjasz nie przybywa dwa razy. A my
jesteśmy jak ci młodzi Chińczycy, którzy własnym
ciałem zagradzali drogę czołgom.